05.09.2016r.
Czas na pierwszą wycieczkę :) Przewidziane coś lekkiego i
przyjemnego na początek ;) Więc udajemy się do Volterry. Miasto
kojarzy mi się z książką „Zmierzch” i rodem Volturich :)
niestety powiedziałam to na głos i potem musiałam uspokajać i
tłumaczyć Zuzi, że wampiry nie istnieją i nie trzeba się bać.
Dość szybko dojechaliśmy na miejsce, ale problem był z
zaparkowaniem. Oznakowanie dość kiepskie, a kiedy udało się
znaleźć miejsce parkingowe okazało się, że parkometr nie działa.
I trzeba było dalej szukać. Potem szliśmy jakimś dziwnym wejściem
w kierunku miasta. A kiedy dotarliśmy to w końcu zagubiliśmy się
w klasycznych uliczkach Włoskich. Zwiedzanie miasteczka zajęło nam
ok. 2,5h.
Potem ruszyliśmy w kierunku San Gimignano. Jechaliśmy w
pagórkowatym teranie, wśród winnic i wypalonych od słońca
słoneczników. Gdzieniegdzie domy, do których prowadzą aleje
cyprysów.
San Gimignano widoczne było już w oddali, zwłaszcza jego
wysokie wieże. Zaparkowaliśmy na początku miejscowości i
ruszyliśmy na „szlak” :) Miasteczko zachwyciło mnie swoim
średniowiecznym klimatem, taki surowy, groźny wygląd. Zamówiliśmy
pizze na wynos i siedząc na schodach podziwialiśmy krajobraz. Razem
z Zuzią wspięłyśmy się na wieżę, by pooglądać sobie widoki.
Oczywiście Kamilowi się nie chciało :) Po zejściu z wieży Zuzią
chciała iść w nagrodę na lody. Na placu przy fontannie znajdują
się lodziarnie, które reklamują się jako posiadające najlepsze
lody na świecie. Niestety kolejka była olbrzymia!!!! Zuzia nie
odpuściła nam i musieliśmy stać w kolejce i zamówić lody. Chyba
nie na darmo chwalą się najlepszymi lodami na świecie. Były
pyszne!!! Potem pochodziliśmy sobie bez planu po uliczkach i tak
sobie fajnie spacerowaliśmy, że aż się zgubiliśmy. I nie
mieliśmy pomysłu dokąd pójść i gdzie jest nasze auto. W końcu
drogą dedukcji udaliśmy się po prostu przed siebie, potem
krążyliśmy po jakimś sadzie z drzewami oliwnymi i wyszliśmy
wzdłuż murów miasta, skąd było już blisko auta!