sobota, 1 października 2016

Urodzinki :)

08.09.2016r.

Dziś mija 5 lat od kiedy Zuzia pojawiła się na świecie i wszystko zmieniła w moim życiu :) Mój mały Wielki Skarb. Z okazji jej święta wzięliśmy ją do parku rozrywki Cavallino Matto. Nie było to tak potężne i dobrze zorganizowane jak Gardaland, ale Zuza bawiła się wyśmienicie. Park znajduje się w cieniu lasu piniowego. Spokojnie starczyłoby kilka godzin na przejechanie się na wszystkich atrakcjach. My jeździliśmy po kilka razy, bo czasu było dużo, kolejek prawie żadnych, bo ludzi nie wiele. A kiedy odjeżdżaliśmy, to Zuza płakała ze smutku, że trzeba już wyjeżdżać.


 






































Małe Cudowności


07.09.2016r. Piza, Lukka

Kolejna wycieczka miała być dość krótka i mało intensywna. Wybraliśmy bowiem Pizę, która położona jest w stosunkowo niedalekiej odległości od naszego campingu. Dość szybko znaleźliśy się w mieście, ale tam nawigacja zgłupiała i prowadziła nas do celu po mega wąskich uliczkach, pod prąd, pomimo zakazu, po jakimś dużym placu, gdzie ruch był zabroniony itd. Aż w końcu dotarliśmy do miejsca, gdzie stało wielu czarnoskórych mężczyzn i pomagało ( za pomocą gestów) w parkowaniu aut. Okazało się że był to parking bardzo blisko Placu Cudów. Jednak miejsca do zaparkowania są tak wąskie, że udaje się to tylko wybitnym kierowcom z zagranicy i wszystkim włochom ;) Oczywiście w ramach odwdzięczenia się za pomoc przy parkowaniu należało kupić coś od pomagających mężczyzn (my kupiliśmy bransoletkę dla Zuzi i wszyscy byli zadowoleni – pan, żę zarobił, Zuza żę ma niespodziankę i my że udało nam się zaparkować). Ruszlyliśy w kierunku Placu Cudów ( było to jakiś 300 m od zaparkowanego auta) i Kurcze muszę przyznać, że widok powalił mnie na kolana. Myślałam, że to przereklamowane, w przewodnikach też nie było najlepszych recenzji. Ale będąc tam, miałam łzy wzruszenia z powodu oglądanego piękna. Na zielonej trawie osadzone białe perły. Widok niesamowity. I nic więcej nie dodam, bo słowa to za mało.


























 


A potem postanowiliśmy odwiedzić jeszcze Lukę. To taka niezaplanowana wycieczka. Ale bardzo miła. Lukkę zwiedzaliśmy początkowo na rowerach, jadąc po murach otaczających miasto. Oczywiście Kamil marudzi, że kto to widział rowery pożyczać do zwiedzania. Trochę pojeździliśmy, a potem jednak zwiedzaliśmy na piechot, bo w zakamarkach tysiąca uliczek, trudno było wymijać bezkolizyjnie wszystkich spacerowiczów.