Okazja nadążyła się sama, gdy kupiliśmy bilety na Final Six w Krakowie. Najpierw miał to być jeden dzień - czyli meczyk i do domu, ale potem stwierdziliśmy, że skoro będziemy w Krakowie to warto pokazać do małej. A że dla mnie Kraków od wielu wielu lat jest magicznym miejscem to pomysł przypadł mi do serca :) Mieliśmy szczęście bo miejsca w służbowym hotelu akurat były na 2 noce.
Idąc za ciosem wymyśliłam, że zahaczymy jeszcze o Tatry na kilka dni, bo to przecież od Krakowa rzut beretem.
W drodze do Krakowa mieliśmy zwiedzić Ogrodzieniec, ale ponieważ pogoda była tragiczna to plan trzeba było zweryfikować. Zaproponowałam Wieliczkę, bo blisko, bo dawno nie widziana, bo deszcz nie przeszkadza w jej zwiedzaniu. Niestety na podobny pomysł wpadło tysiące ludzi i kolejka po bilety była przerażająco długa. Czekania na 3 godziny!!!! i to w deszczu. Na szczęście okazało się, że jest specjalna trasa z atrakcjami dla dzieci i czeka się na nią ok. 1 h. Zdecydowaliśmy się więc na szlak zwany Solilandia. Mała była zachwycona bo był i Soliludek i Skarbnik i ciekawe opowieści i poszukiwanie smoka.
Dla mnie natomiast było to zdecydowanie za szybkie zwiedzanie w tłumie ludzi i nie mogłam nacieszyć oka wszelkimi cudami, które napotykaliśmy na drodze. Wieliczka jest niewątpliwie fantastyczna, ale w sezonie to raczej męczący maraton.
Ceny biletów kosmiczne, a ceny parkingu tez przerażające.
Po powrocie z Wieliczki udaliśmy się na Stare Miasto w Krakowie. No i cóż tu pisać? Słowa to za mało. Tu trzeba być, posiedzieć, poczuć klimat i kochać :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz