Pierwszego
dnia wybraliśmy największy hit Zakynthosu czyli Zatokę Wraku.
Oglądaliśmy ją z góry. Zaparkowaliśmy auto na parkingu,
zapakowaliśmy Maluchy do nosidełek i udaliśmy się na wędrówkę.
Na klifie zbudowana jest platforma widokowa, ale kolejka do niej byłą
gigantyczna, więc ruszyliśmy wzdłuż klifów, by podziwiać zatokę
w pełnej krasie. Droga
w słońcu i upale, z dziećmi na ramionach, po ostrych kamieniach i
wybojach nie była łatwa. Gdyby nie Maluchy w nosidełkach to trasa
jest do ogarnięcia bez większych problemów. Martwiłam się też o
Starszą, by zbyt nie podchodziła do krawędzi i uważała na ostre
podłoże.
Po
kilkunastu minutach doszliśmy do ławeczki upamiętniającej
zmarłego tragicznie Dennisa Arvanitakisa. Widok
był powalający...Zapierał dech w piersi...Niestety przy maluchach
na rękach trudno było uchwycić to w obiektywie aparatu i kamery.
Nawet nie mamy zdjęcia całą rodziną bo gdy zobaczyliśmy zatokę
i pstryknęliśmy kilka fotek to szybko wracaliśmy, by znaleźć
odrobinę cienia i nie przegrzać dzieciaków.
Wracając,
usiedliśmy pod rozłożystym drzewem, gdzie było sporo cienia i
przyjemnie wiał wiaterek. Była to nasza chwila wytchnienia.
Kolejka
do punktu widokowego się znacznie zmniejszyła, więc poszliśmy
zobaczyć wrak z tej perspektywy. Niestety widok zdecydowanie gorszy
niż z końcówki klifów. Ale i tak robi wrażenie.
Po
ciężkiej drodze chcieliśmy trochę odpocząć i udaliśmy się do
Porto Vromi. Znaleźliśmy cień
w wydrążonej grocie i tam się rozłożyliśmy. A gdy to zrobiliśmy
zaczęliśmy się zastanawiać czy to aby bezpieczne miejsce.
Wszędzie leżały kamienie, które ewidentnie pospadały z góry.
Nasz przystanek nie był długi, bo, jak się okazało, nikt nie miał
nastroju na plażowanie. Starsza marudziła, że są kamienie i zimna
woda, Maluchy marudziły z przyczyn tylko sobie znanych, a mąż
marudził bo marudzą Maluchy. Atmosfera była kiepska, przez co nie
do końca byliśmy w stanie pozachwycać się kolorami wody,
orzeźwiającą kąpielą w niej i odpocząć.
W
drodze z Porto Vromi zatrzymaliśmy się w Anafonitrii .
Poszłyśmy zobaczyć klasztor z Najstarszą bo Maluchy spały i nie
chcieliśmy ich budzić. Po drodze z parkingu do klasztoru
spotkałyśmy urocze osiołki, które były bardzo towarzyskie.
Niestety nasze zwiedzanie było bardzo szybkie, ze względu na spiące
Maluchy, które budzą się jak za długo stoją w jednym miejscu.
Planując
zwiedzanie zastanawiałam się jaką atrakcję typową dla dzieci
można zaproponować dla Starszej. Szukałyśmy razem w internecie i
tak oto natknęłyśmy się na Askos Stone Park. Czytałyśmy opinie,
oglądałyśmy zdjęcia i Starsza bardzo chciała tam pojechać. My z
mężem trochę mniej...I rzeczywiście szału nie było...Były:
kucyk, daniele, pawie, żółwie, kozy, świnie, psy,
szopy....Mało...
Obejście
całego parku zajmuje niewiele czasu, bo zwyczajnie nie ma co
oglądać.
Atrakcjami
dla Starszej było: karmienie daniela I kóz, siedzenie na kucyku,
trzymanie żółwi oraz hit – karmienie szopów. Wszystko odbywało
się w dość szybkim tempie, przy pomocy pracownika parku.
Rzeczywiście
szopy są boskie :) I na tym zachwyt nad parkiem się kończy.
Dalsza
droga jest, ale zwierząt zbytnio nie ma.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz