sobota, 21 lipca 2018

Wakacyjne wspomnienia cz. 4 - plaża Garakas i poszukiwanie żółwi

Trzeci dzień miał być dniem poszukiwania fajnych plaż.
Pojechaliśmy najpierw na plażę Gerakas, gdzie składają jaja żółwie Caretta Caretta. Myślałam, że piaszczysta plaże będzie super dla dzieci, ale niestety Maluchy były zainteresowane zjadaniem piachu a nie zabawą. Starsza była zachwycona, ale Maluchy szybko się znudziły i było im za gorąca. Na plaży nie ma cienia, więc ciężko się schować przed słońcem. Byliśmy tak zmęczeni ich przewijaniem i przebieraniem, że plany udania się na inne plaże spełzły na niczym.






Jeśli chodzi o żółwie to na plaży nie spotkaliśmy ich, jedynie miejsce składania jaj. Ale dowiedzieliśmy się w naszym hotelu, że każdego dnia między 7 a 8 rano w porcie, na małej łódce jest kapitan, który karmi żółwie. I że można tam pójść zobaczyć. Zaciekawieni wybraliśmy się sprawdzić czy tak jest faktycznie. Rano zebrałyśmy się ze starszą i powędrowałyśmy do portu. Rzeczywiście na łódce był mężczyzna, który karmił żółwie :) Olbrzymiego żółwia!!! I jeszcze jednego małego :) Można było nawet wejść na łajbę i dotknąć je, bo w momencie gdy chwytały pokarm Pan podciągał je do góry.
Drugi raz Starsza poszła ostatniego dnia naszego pobytu z mężem i tym razem mogła sama karmić żółwia. tz. Dawać na lince posiłek do wody, gdzie żółw szybko go pochłaniał.
Pan opowiadał, że od 27 lat tak karmi żółwie, które codziennie przypływają do portu i czekają na niego.




To nie jedyna nasze spotkanie z żółwiami. Byliśmy na rejsie statkiem 3 w 1, a mianowicie wyspa żółwi, Groty Keri oraz poszukiwanie żółwi.
Pierwsza godzina to poszukiwanie żółwi. Kapitan wypatrzył żółwie i staliśmy tak dobre kilkanaście minut czekając na ich wynurzanie się. Żółwie są piękne, olbrzymie, dostojne i bardzo się cieszyłam mogąc zobaczyć je w naturalnym środowisku.
Staliśmy dość długo więc każdy miała możliwość zobaczenia żółwi, zrobienia zdjęcia czy nakręcenia filmiku. Potem, ruszyliśmy dalej, do grot Keri. Tutaj trudno mi opisać wrażenie, bo zajęta byłam maluchami, którym niezbyt podobało się na statku. Były marudne i koncertowały naszą uwagę. Statek zatrzymał się, by można było popływać obok jaskiń. Starsza uparła się, że chce w morzu popływać, bo po to płynęła statkiem. Sama bała się, więc poszedł z nią mąż, a ja zostałam z maluchami na pokładzie. Postój był bardzo krótki i znowu płynęliśmy dalej.
Po chwili dotarliśmy na wyspę żółwi, gdzie mieliśmy być godzinę. Ale zdążyliśmy zejść na plażę chwilę wykąpać się w wodzie, nakarmić maluchy słoiczkami i już wołali, że mamy wracać. Godzina to na pewno nie była. Po powrocie do portu zostaliśmy przetransportowani do hotelu motorówką :)











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz