Przygodę czas zacząć. Więc zaczęliśmy od godzinnego opóźnienia na lotnisku. Gdybyśmy wiedzieli, że została przesunięta godzina wylotu, to przyjechalibyśmy później a nie tłukli się po lotnisku. Potem udało się dostać na odprawę do małej kolejki, ale obsługiwał ją uczeń, więc zajęło to bardzo dużo czasu. Zuzia cały czas biegała po lotnisku, szalała i chciała jeździć po ruchomych schodach. W samolocie umęczona spała całą drogę. Oczywiście spała na mych rękach, które całe ścierpły, a nogi popuchły tak, że aż sznurówki zaczęły uwierać i sprawiać ból. W Grecji nie mogliśmy znaleźć bagażu, bo był na samym końcu. Zuzia wybudzona płakała w wózeczku. Na koniec czekała nas 1,5 h podróż autokarem, podczas której mała ze zmęczenia zwymiotowała na mnie! W końcu dojechaliśmy do hotelu, gdzie czekał na nas poczęstunek (suche tosty) i gorące napoje. Hotel też zrobił pozytywne wrażenie, ale okazało się, że umieścili nas w nowej części, oddalonej innym hotelem od starej. Wkurzyłam się, bo jest dalej do stołówki, basenu i wszystkiego. Ale za to pokoje są ładniejsze. Rzeczywiście pokój jest duży i przestronny. Ale zamiast łóżeczka dla Zuzi, było duże łóżko pojedyncze. Więc znowu trzeba było iść do recepcji i załatwiać łóżeczko. Ostatecznie o 4.30 poszliśmy spać.
Rano pobudka i rozeznanie terenu. Zuzia marudna - nie wyspana i na dodatek chora. Włączyliśmy antybiotyk, by się nie rozwinęło w jakąś gorszą chorobę. W sumie jesteśmy zmęczeni, ale zadowoleni. Plaża ładna, pogoda rewelacyjna, jedzenie ok.
Zdziwiona jestem, że to czerwiec, a tyle ludzi już jest. Zuzia chodzi i zaczepia inne dzieci. Wszystkim chce piłki zabierać, mówiąc "Dudzi pika". Wieczorem było mini disco i Zuzia mimo zmęczenia szalała na parkiecie. Uśmialiśmy się z niej straszliwie. Cudnie tak patrzeć na czystą radość dziecka.
|
W namiociku na plaży |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz